Ze słowami jest jak z ludźmi. Gdy jakieś wydaje nam się atrakcyjne, nie rozstajemy się nim, staje się ono stałym domownikiem naszej codziennej mowy i służy wiernie w każdej potrzebie.
Wystarczy jednak chwilowa zmiana mody, jakiś chwytliwy synonim, szumne hasełko, by niedawno jeszcze doceniany wyraz został przez nas wyeksmitowany na bruk języka, gdzie czeka go tylko płacz i zgrzytanie zębów. Tak, w naszych językowych wyborach nie kierujemy się zasadami lingwistycznego humanizmu. Wybieramy to, co się nam podoba, w zależności od kaprysów to wywyższając jedne słowa, to odprawiając inne w niebyt. Nie towarzyszy nam przy tym najmniejsza choćby refleksja nad losem zapomnianych przysłów, wyrażeń i zwrotów.
Przejęty tą tragiczną sytuacją odwiedziłem sierocińce słów, przyjrzałem się zabiedzonym Autom, próbowałem pocieszać Jesionkę, Wdzianko i Drapichrusta, rozmawiałem także z rozżalonym Kozim Rogiem. Ten obraz nędzy i rozpaczy wstrząsnął mną dogłębnie i kazał szukać rozwiązania. Efektem tych poszukiwań jest niniejsza akcja.
Bracia i siostry!
Jeśli macie w sobie jeszcze choć resztki wrażliwości językowej, nie pozwólcie wyginąć przeuroczym słowom, które jeszcze niedawno były tak żywe w naszej mowie. Ustrzeżmy się przed wulgaryzacją, walczmy o bogactwo naszych codziennych rozmów. Zamiast zapierdalać – róbmy coś w trymiga, zamiast wypierdalać – dawajmy dyla, miast pierdolić – bajdurzmy i plećmy trzy po trzy. W naszym zdziwieniu i rozgoryczeniu nie ograniczajmy się do rzucania kurwami, dajmy się dundrom świstać, a gęsiom kopać. Zrzućmy z siebie t-shirty, jeansy i dresy, a przywdziejmy kufajki, surduty i szarawary.
Specjalnie dla was przygotowałem poniższą listę wybranych przeze mnie wyrażeń. Podzieliłem ją na dosyć specyficzne kategorie, często trudno bowiem znaleźć jakiś wspólny mianownik łączący te urocze ramotki. Wybierzcie sobie przynajmniej kilka słów, które najbardziej się Wam spodobają i przygarnijcie je pod dachy Waszej mowy. Każdy, kto podejmie się tej lingwistycznej adopcji, otrzyma ode mnie specjalny, imienny certyfikat poświadczający jego zaangażowanie w ratowanie narodowego dobra, jakim jest język.*
Do dzieła, przyjaciele!
Szczególne podziękowania dla:
- Marcina, za inspirację i 80% niniejszego zasobu
- Jacka, zwłaszcza za "pejoratywne określenia człowieka", ineksprymable i desusy.
- Przemysława, nie pamiętam, za co
- Oli, w szczególności za bawidamka
Zwroty synonimiczne do „o kurwa”:
A niech mnie dunder świśnie!
A niech mnie gęś kopnie!
A to ci heca!
Bożesz Ty mój!
Do diaska!
Do stu beczek kartaczy!
Ja cię kręcę!
Jasny gwint!
Kurczę blade!
Kurka wodna!
Kurza stopa!
Motyla noga!
Niech mnie kule biją!
O rety!
Olaboga!
Pal go sześc!
Pal to licho!
Psiakość!
Psiakrew!
Rany Julek!
Powitania / pożegnania:
Całuję rączki!
Czołem!
Graba!
Kłaniam się nisko!
Moje uszanowanie!
Serwus!
Szufla!
Przymiotniki pozytywne:
Czadowy
Byczy
Cool
Klawy
Morowy
Równy (gość)
Wypasiony
Rzeczowniki:
Balety
Potańcówka
Prywatka
Sympatia
Auto
Fura
Gablota
Latryna
Ustęp
Wychodek
Dolce
Forsa
Szmal
Berbeć
Dziatki
Milusińscy
Pociecha
Majsterkowicz
Desusy – majtki damskie
Ineksprymable - kalesony
Jesionka
Kufajka
Palto
Prochowiec (tutaj pozdrawiam właścicielkę prochowca a la Humbert Humbert)
Surdut
Szarawary
Szlafmyca
Wdzianko
Kłamać:
Bajdurzyć
Kantować
Kitować
Nabić w butelkę
Pleść duby smalone
Pleść trzy po trzy
Ściemniać
Zalewać
Zrobić na szaro
Zrobić w balona
Pejoratywne określenia człowieka:
Ananas
Ancymon
Bawidamek
Bęcwał
Bisurman
Bumelant
Chuligan
Dandys
Darmozjad
Drań
Drapichrust
Gach
Gagatek
Gamoń
Hultaj
Huncwot
Łajdak
Łapserdak
Łobuz
Łotr
Nicpoń
Nikczemnik
Nygus
Opryszek
Pasibrzuch
Psotnik
Rozrabiaka
Rzezimieszek
Szelma
Swawolnik
Szubrawiec
Świszczypała
Trzpiot
Urwipołeć
Urwis
Wisus
Zbir
Ziółko
Złoczyńca
Varia:
Boki zrywać
Dać asumpt
Dać dyla
Koń by się uśmiał
Na chybcika
Nie lada gratka
Pic na wodę
Uderzać w konkury
W trymiga!
Zapędzić w kozi róg
Zjadłbym konia z kopytami!
*osobom spoza Chełma oferujemy możliwość przesłania certyfikatu pocztą (przez gołębia).
niedziela, 25 kwietnia 2010
piątek, 9 kwietnia 2010
Nowowiosna
Zaoknie przebiśniegło już dosyć dawno i powoli tulipanieje. Dom (na spółkę ze słońcem) wyzewnętrznia mnie. Prześniony już niemal na wylot ogród uderza ukwieconym, wilgotnioziemnym zapachem powietrza. Świat ledwie się oddtygodnił od zimy, a już zdążył się uwiosennić.
Wyuliczniam się więc, ulica maszeruje mi pod nogami, wschodzę po wschodach i naddtorowuję na kładkę. Z góry widzę, jak miasto odbłyszcza dachami promienie słoneczne. Pode mną stukoczą pociągane tory, kłócąc się z uptaszonym drzewem, mającym swój własny plan na zagospodarowanie dźwiękoprzestrzeni. Stuk, stuk, ćwir, ćwir.
Osiedle Dyrekcja dyrekcjonuje mnie przez swoją udrzewioną aleję. Zaludnione chodniki. Wyrolkowane, wyrowerowane dzieci mijają mnie co chwilę. Nie ma – z pewnością – niczego piękniejszego niż przedwojennie osłonecznione mury tych wielkich, czerwonodachych kolosów po obu stronach.
Na końcu alei odgmaszam się, by się uśródmieścić.
Gdy robi się cieplej, dokonuję urowerzenia i wlesiam się, włączam i wbagniam. Natura, odciszona po zimie, zaptaszała; jadąc przez las widzę dookoła uprzyleszczoną ściółkę. Jadę tak, pierwiosnę i odcodzienniam się zupełnie. Uprzestrzenione łąki skowronieją co chwila, gdzieś jeszcze wykluczy się żurawiami niebo. Dzięki Bogu, że można się tak wynaturzyć, bo najgorsze, co można zrobić na wiosnę, to zmieścić się w mieście.
Zawsze dziwi mnie, że każde ozielenienie cieszy tak samo, że cowiosennie wiosna uwiosennia mnie w tym samym stopniu, choć przecież odzimiam się już siedemnasty raz. Zawsze tak samo z radością widzę, jak czas przezegarowuje się o godzinę, że przeddomie ciemnieje nieco później, niż wczoraj. Ale może wynika to stąd, że każda wiosna jest nowowiosną, czymś innozielonym? Może za każdym razem przeporowanie się roku jest czymś różnym? Jeśli tak, co roku trzeba będzie wymyślać nową wiosnomowę.
Wyuliczniam się więc, ulica maszeruje mi pod nogami, wschodzę po wschodach i naddtorowuję na kładkę. Z góry widzę, jak miasto odbłyszcza dachami promienie słoneczne. Pode mną stukoczą pociągane tory, kłócąc się z uptaszonym drzewem, mającym swój własny plan na zagospodarowanie dźwiękoprzestrzeni. Stuk, stuk, ćwir, ćwir.
Osiedle Dyrekcja dyrekcjonuje mnie przez swoją udrzewioną aleję. Zaludnione chodniki. Wyrolkowane, wyrowerowane dzieci mijają mnie co chwilę. Nie ma – z pewnością – niczego piękniejszego niż przedwojennie osłonecznione mury tych wielkich, czerwonodachych kolosów po obu stronach.
Na końcu alei odgmaszam się, by się uśródmieścić.
Gdy robi się cieplej, dokonuję urowerzenia i wlesiam się, włączam i wbagniam. Natura, odciszona po zimie, zaptaszała; jadąc przez las widzę dookoła uprzyleszczoną ściółkę. Jadę tak, pierwiosnę i odcodzienniam się zupełnie. Uprzestrzenione łąki skowronieją co chwila, gdzieś jeszcze wykluczy się żurawiami niebo. Dzięki Bogu, że można się tak wynaturzyć, bo najgorsze, co można zrobić na wiosnę, to zmieścić się w mieście.
Zawsze dziwi mnie, że każde ozielenienie cieszy tak samo, że cowiosennie wiosna uwiosennia mnie w tym samym stopniu, choć przecież odzimiam się już siedemnasty raz. Zawsze tak samo z radością widzę, jak czas przezegarowuje się o godzinę, że przeddomie ciemnieje nieco później, niż wczoraj. Ale może wynika to stąd, że każda wiosna jest nowowiosną, czymś innozielonym? Może za każdym razem przeporowanie się roku jest czymś różnym? Jeśli tak, co roku trzeba będzie wymyślać nową wiosnomowę.
wtorek, 6 kwietnia 2010
Las (sk)rzeczy*
* tak, długo uciekałem od podobnej sylwiczno-miszmaszowej formy notek, ale czasami pojawia się tyle kwestii (głównie książkowych), o których chciałbym napisać, a które są zbyt nieznaczne, by poświęcić im osobny tekst, że można raz na miesiąc stworzyć takie małe lapidarium
- Coraz częściej zdarza mi się, że mój ekstraoryginalny pomysł na tekst okazuje się być czymś dawno wymyślonym i opisanym. I tak notkę o moim psie, Jakubuie, znaleźć możecie w "Kalendarzu i klepsydrze" Konwickiego (z tym, że tam Kubę zastępuje Kot Iwan), a przemyślenia o wchodzeniu w formę (znacznie lepiej niż ja to zamierzałem uczynić) przedstawi wam Gombrowicz w Dzienniku.
- Wydanie Mistrza i Małgorzaty z zaznaczonymi ingerencjami sowieckiej cenzury. Początek rozdziału 21, Małgorzata po nasmarowaniu się magiczną maścią wylatuje przez okno - "Niewidzialna i wolna, niewidzialna i wolna!". Słowo "wolna" dwa razy wycięte przez cenzora.
- Opis znajomej: "czuwanie przy grobie dla młodzieży o 17"
- "Ada albo żar" Nabokova. Polowałem na tę książkę od września. W chełmskim empiku znalazłem dwa egzemplarze, jeden przybrudzony, drugi z wgniecioną okładką. Moja obsesja nie pozwala mi ich kupić, jadę do Wawy i obchodzę cztery księgarnie: każda znaleziona sztuka lekko brudna bądź zagięta. Sprowadzam więc ofoliowaną i świeżutką prosto z magazynu. I co? Czarne smugi na papierze i rozklejony grzbiet.
- Autobiografia tegoż pana. Ciekawa odmiana po innych, przeczytanych ostatnio: niemal ani słowa o dziejowych zawieruchach i wojnach, a jedynie kilkustronicowe opisy matki idącej na grzyby. Wyborne!
- Dokument o Konwickim na Dwójce. Jakiś profesor pyta go, co sobie myśli o świecie z perspektywy starszego, doświadczonego człowieka. Ponad osiemdziesięcioletni już pisarz odpowiada:
-Wynosić się stąd jak najszybciej.
- Onet. Informacja "USA: piesek przez trzy dni dryfował na krze" tuż nad wiadomością: "Nepal: 13 osób zginęło w wypadku autobusowym".
I na koniec wyśmienity cytat z bloga Benka: "Powszechnym nukleotydem jest uracyl, ale cząsteczka tRNA zawiera na ten przykład pseudouracyl i myślę, że ma się dobrze mimo to".
- Coraz częściej zdarza mi się, że mój ekstraoryginalny pomysł na tekst okazuje się być czymś dawno wymyślonym i opisanym. I tak notkę o moim psie, Jakubuie, znaleźć możecie w "Kalendarzu i klepsydrze" Konwickiego (z tym, że tam Kubę zastępuje Kot Iwan), a przemyślenia o wchodzeniu w formę (znacznie lepiej niż ja to zamierzałem uczynić) przedstawi wam Gombrowicz w Dzienniku.
- Wydanie Mistrza i Małgorzaty z zaznaczonymi ingerencjami sowieckiej cenzury. Początek rozdziału 21, Małgorzata po nasmarowaniu się magiczną maścią wylatuje przez okno - "Niewidzialna i wolna, niewidzialna i wolna!". Słowo "wolna" dwa razy wycięte przez cenzora.
- Opis znajomej: "czuwanie przy grobie dla młodzieży o 17"
- "Ada albo żar" Nabokova. Polowałem na tę książkę od września. W chełmskim empiku znalazłem dwa egzemplarze, jeden przybrudzony, drugi z wgniecioną okładką. Moja obsesja nie pozwala mi ich kupić, jadę do Wawy i obchodzę cztery księgarnie: każda znaleziona sztuka lekko brudna bądź zagięta. Sprowadzam więc ofoliowaną i świeżutką prosto z magazynu. I co? Czarne smugi na papierze i rozklejony grzbiet.
- Autobiografia tegoż pana. Ciekawa odmiana po innych, przeczytanych ostatnio: niemal ani słowa o dziejowych zawieruchach i wojnach, a jedynie kilkustronicowe opisy matki idącej na grzyby. Wyborne!
- Dokument o Konwickim na Dwójce. Jakiś profesor pyta go, co sobie myśli o świecie z perspektywy starszego, doświadczonego człowieka. Ponad osiemdziesięcioletni już pisarz odpowiada:
-Wynosić się stąd jak najszybciej.
- Onet. Informacja "USA: piesek przez trzy dni dryfował na krze" tuż nad wiadomością: "Nepal: 13 osób zginęło w wypadku autobusowym".
I na koniec wyśmienity cytat z bloga Benka: "Powszechnym nukleotydem jest uracyl, ale cząsteczka tRNA zawiera na ten przykład pseudouracyl i myślę, że ma się dobrze mimo to".
Subskrybuj:
Posty (Atom)