piątek, 22 kwietnia 2011

Syndrom skończonej zabawy


Nie ma się co łudzić. Pięć lat studiów na polskiej uczelni nie stanowi żadnej gwarancji, że odniosę sukces w dziedzinie, którą się zajmuję. Nie zostanę wybitnym psychologiem, moje artykuły nie będą publikowane w prestiżowych czasopismach i nie będzie się o mnie nigdy mówić: oto Darwin psychologii!

Nie myślcie jednak, że fakt ten jest w stanie pozbawić mnie motywacji. Jeśli świat nauki jest przede mną zamknięty, nie zostaje mi nic innego, niż zająć się tak zwaną wiedzą potoczną, która jest starszą i głupszą siostrą wiedzy naukowej (głupszą, ale jednocześnie bogatszą o coś, co zwie się zdrowym chłopskim rozumem). Mam zamiar przedstawić Wam zjawisko, które zaobserwowałem już bardzo dawno i które od tego czasu stanowi ważny obiekt mojej refleksji. Zjawiskiem tym jest syndrom skończonej zabawy.

Odłóżcie jednak na bok pierwsze skojarzenia, jakie przyszły Wam w tym momencie do głowy: prawie na pewno są mylne. Syndrom ten (z ang. Finished Play Syndrome - FPS) nie ma wiele wspólnego z uczuciem, jakie towarzyszy nam, gdy kończymy samotną grę w kręgle. Zjawisko to ma bowiem bardzo silne konotacje społeczne i nie zachodzi w przypadkach, gdy człowiek bawi się coś samotnie.

No dobrze, ale czym zatem jest FPS? Jest to zespół przykrych myśli, jakie towarzyszą człowiekowi bawiącemu się w zabawę wymagającą udziału osób trzecich w momencie, gdy osoby te (wszystkie, lub nawet bardziej - ich część) przestają się skupiać na zabawie i zaczynają zajmować czymś innym.

Tak brzmi definicja, teraz posłużmy się przykładem. Wyobraźcie sobie, że jesteście jeszcze dziećmi. Przyszli do Was starsi kuzyni i zaproponowali grę w Monopoly. Gracie sobie w najlepsze, jest wesoło i tak Wam miło, że ktoś poświęca Wam swój czas i uwagę. Nagle wchodzi kuzynka i pokazuje kuzynom ostatni numer Vogue'a. I tak powoli tracą oni zainteresowanie zabawą, przesuwają pinki już tylko od niechcenia, a w końcu mówią "no, dokończymy kiedy indziej", pozostawiając Was samych z uczuciem Skończonej Zabawy.

Uważny czytelnik zapyta: czemu mowa była akurat o starszych kuzynach? Bo na ogół czujemy się dumni, że ktoś starszy od nas poświęca nam swój czas. Im bardziej prestiżowa jest dla nas osoba, która się nami zajmuje, tym silniejsze są objawy FPS. Myślę, że mogę tu posunąć się do sformułowania Pierwszego Potocznego Prawa Kosteckiego: subiektywnie odczuwany prestiż bawiących się jest funkcją nasilenia się FPS (albo odwrotnie, bo nigdy nie wiem, co jest funkcją czego we wzorach):

f(x) = Px, gdzie:

x - nasilenie FPS
P - subiektywnie odczuwany prestiż bawiących się


Dalsze badania będą miały na celu wykazanie, czy poszczególne prestiże bawiących sumują się.

Pojęcie to sformułowałem w czasach, gdy FPS zdarzał się jeszcze często w moim życiu. Szybko jednak przekonałem się, że uczucie to nie zanikło wraz z wiekiem i pojawia się nadal, tym razem jednak w innych okolicznościach.

FPS obserwuje u siebie np wtedy, gdy wracam ze studiów do swojego rodzinnego miasta. Gdy pobędę tam dzień, dwa wracają wspomnienia z czasów licealnych i wcześniejszych i po jakimś czasie mam wrażenie, że nie skończyłem jeszcze liceum i nagle czuję potrzebę spotkania się ze swoimi starymi znajomymi. Wtedy jednak zdaję sobie sprawę, że wszyscy już dawno rozjechali się po świecie (czyli przestali grać w grę, którą graliśmy razem jeszcze niedawno) i dopada mnie bardzo silna, wyjątkowo smutna forma Syndromu. Można zatem sądzić, że skończona zabawa może przybierać rozmaite formy i - być może - jest w jakiś sposób spokrewniona z odczuwaną przez wielu ludzi (i przez wielu opisywaną) niemożliwością powrotu do przeszłości (np. krainy dzieciństwa), którą określam roboczo jako Syndrom Konwickiego i którą to przypadłość opiszę kiedy indziej.

czwartek, 17 marca 2011

Jestem chory na wszystko

Pączki są smutne. Do tego wniosku doszedłem dziś rano, mijając sklep Bliklego na Nowym Świecie. Przez wypolerowaną szybę patrzyły na mnie rzędy miedzianorudych, posypanych pudrem niczym szczyty himalajów śniegiem, wyjątkowo ponurych pączków. Zaraz, zaraz, co to za głupoty - oburzy się czytelnik i zniesmaczony zakręci opadające loki wskazującym palcem lewej ręki. Ano - odpowiem - życie.

Życie. Kiedy indziej wracałem po zajęciach do domu, zmęczony i wygłodniały, starając się wepchać do przepełnionego autobusu. Jedna z kobiet, która moim kosztem utraciła część zajętej podłogi, rzuciła mi tonem pełnym pretensji: niech się pan nie pcha. NIECH SIĘ PAN NIE PCHA! Przeczytajcie to jeszcze raz uważnie: NIECH SIĘ PAN NIE PCHA! I w różnych kombinacjach: NIECH PAN SIĘ PCHA NIE, NIE PAN SIĘ NIECH PCHA, PCHA PAN NIE NIECH SIĘ! Babo - pomyślałem sobie - stara, głupia, obleśna babo, ohydna, gruba, stara, kłótliwa, obrzydliwa BABO - sama codziennie pchasz swój tłusty zad do autobusu, nie patrząc na innych, a nawet jeśli nie pchasz swojego tłustego zada do autobusu, to obgadujesz sąsiadki, podjadasz mężowi bagietki albo po prostu siedzisz przed telewizorem i oglądasz swoje głupie seriale zamiast ratować świat, świat, który obdziera ze skóry kotki i tłucze wazy z dynastii Ming.

Pączki patrzą smutne zza szyby, mijam je, one mijają mnie, my mijamy się, baba jest naprawdę gruba i naprawdę odpowiedziałbym jej coś bezczelnego, ale jestem dobry i kulturalny; i nie chcę robić większej przykrości pączkom.

Albo: odzywa się do mnie na Fejsie jakieś ledwie znane dziewczę, odzywa się i od razu zaczyna mówić o rzeczach wielkich, o literaturze, o sztuce, o moralności i religii. Doceniam, doceniam ludzi mądrych, lubię sztukę, czytam to i owo, ale czemu, do diabła, piszą do mnie ledwie znane dziewczyny po to tylko, żeby pokazać mi, że odróżniają Moneta od Maneta, że głęboko przeżywają dzieła znanych malarzy i że mają na ten temat poglądy. Ale co mi po ich poglądach, co mi po Kierkegaardzie, Mandelsztamie, Grecie Garbo, gdy ja, JA, MATEUSZ, mam ochotę na BUŁKĘ Z SALAMI! Zwykłym, sztucznym SALAMI Z CARREFOURA! Obejdę się bez świetlistych sonetów, magdalenek z lipą, ale dajcie mi zjeść tę pieprzoną BUŁKĘ!

- Pączki, pączki, do domu!
- Boimy się!
- Czego?
- Wilka złego!
- A gdzie on jest?
- Za górami, za lasami, ostrzy zęby nożycami!

Ale za wcześnie porzuciłem moją babę z autobusu, jeszcze nie powiedziałem wszystkiego: otóż myślę o Tobie, babo, obleśna, gruba babo, z najwyższą pogardą! I gardzę wami wszystkimi, o brudni, śmierdzący, głupi ludzie z tramwajów i autobusów, brzydzę się wami, nie obchodzicie mnie, dlatego wpycham się bezczelnie, żeby zająć sobie siedzenie i patrzeć, jak stoicie, w swoich szaliczkach, płaszczykach i okularach spod sztampy, jak stoicie i jak bolą was wasze ohydne nogi.

Pączek nie może ukryć twarzy w dłoniach.

I mówię: DOSYĆ! DOSYĆ UDAWANIA! Koniec bycia miłym. Będę się wpychał, odpowiadał chamstwem na każde chamstwo, nie będę się krył ze swoim egoizmem, bo jestem egoistą, myślę tylko o sobie i o swoim miejscu w autobusie, będę wsiadał nawet, choćbym miał wypchnąć obleśną babę na deszcz i słotę, koniec! KONIEC! Koniec bycia miłym!

Zjadłem pączka. Już mi lepiej. Już jestem spokojny.

środa, 2 lutego 2011

Dziesięć porad dla piszącego humanisty

1. Słowo takie jak „nietzscheańskie” jest słowem zbyt długim; jest ponadto słowem sztucznym, trudnym i nic nie mówiącym szerokim kręgom naszych czytelników, powinniśmy zatem obejść się bez niego. Na podobną banicję z granic naszych tekstów wskazać musimy także wszystkie wyrazy, których nie zrozumiałoby sześcioletnie dziecko. Będziemy wyrażać się w sposób czytelny i jednoznaczny, tak, jak tego wymaga zwyczajna przyzwoitość.

2. Wierzymy, że czytelnicy potrafią doskonale odnajdywać informacje. Nie będziemy zatem streszczać im swoich lektur, choćby wydawały się nam one godne uwagi. Najprawdopodobniej bowiem jest zupełnie odwrotnie, a jedynym, co pcha nas do wielostronicowych rozważań jest własny snobizm i chęć zaimponowania.

3. Świat w postaci zastanej jest wystarczająco ciekawy. Nie musimy udziwniać go ponad miarę i tworzyć dwudziestostronicowych wywodów o nieodpartej magii krzesła.

4. Jesteśmy zdrowi. Nie mamy porażenia mózgowego, stwardnienia rozsianego ani żadnej innej ciężkiej choroby. Stać nas na studia. Wdzięczność wymagała by, by nie czynić świata gorszego, niż jest w istocie - dlatego też ani słowem nie napomkniemy o ciężarze egzystencji, o którym w istocie mamy pojęcia.

4,5. I na pewno mamy kolegów, więc darujmy sobie nudne wywody o samotności.

5. Z dwóch zdań o tej samej treści zawsze wybierzemy najprostsze.

6. Pisarze, filozofowie i mędrcy są fajni, ale najpewniej od dłuższego czasu nie żyją i myśleć za nas nie będą. Dlatego też oszczędnie posługujemy się cytatami, złotymi myślami i całym tałatajstwem rodem z cudzysłowów i nawiasów.

7. Nie tworzymy jednak własnych systemów filozoficznych; wszystko już dawno zostało wymyślone.

8. Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy.

9. Humor też.

10. Naprawdę warto pomyśleć o przyszłości - http://tinyurl.com/69v5vuo

czwartek, 13 stycznia 2011

Do Pana Premiera Rosji, Władimira Władimirowicza Putina

Warszawa, 13.01.1011

Kochany panie Putin!

Na wstępie muszę zaznaczyć, że ja bardzo Pana lubię. Ja wiem, że dużo złych ludzi pluje na Pana i nazywa mordercą i ogólnie złym człowiekiem, ale Pan ich nie słucha i niech pamięta, że są ludzie, tacy jak ja, którzy wiedzą, że Pan ma dobre serduszko i kocha wszystkie dzieci.

Kiedyś oglądałem taki film w telewizji o Panu i mówił Pan tam, że nie wie, co jest za oknem Pańskiego gabinetu, bo nigdy nie odsłaniał Pan zasłon. I ja myślę, że to bardzo dobrze! Świat jest dziś pełen zła, a na ulicach króluje przemoc i nierząd. I ja myślę, że wrażliwe serduszko Pana Premiera by to źle zniosło, gdyby zobaczyło, jak bardzo jest niedobrze, i musiałby Pan brać tabletki, jak mój dziadzio, a przecież Pan musi być silny i zdrowy, żeby rządzić tak wspaniałym krajem jak Rosja.

Nigdy nie byłem w Rosji, ale dużo czytałem o tym państwie i czasami żałuję, że nie jestem Rosjaninem.

Często o Panu myślę, zwłaszcza, gdy wstaję rano. Nigdy nie chce mi się wstawać i chętnie bym został w łóżku, ale wtedy myślę sobie, że Pan codziennie wstaje bardzo wcześnie, by móc jak najdłużej służyć swojemu krajowi, i wtedy chcę być taki, jak Pan i dzielnie się podnoszę. Mam nadzieję, że jest Pan choć trochę ze mnie dumny. I moja dziewczyna Kasia też sobie tak myśli zawsze i kazała mi to dopisać.

Ale nie tylko rano o Panu myślę, czasami, gdy jest mi bardzo trudno i mam dużo nauki, to chciałbym już zrezygnować i się poddać, ale właśnie wtedy coś mi tak w głowie świta, że Pan by się nie poddał. I że Pan też musiał się pewnie dużo uczyć i dzięki temu tak daleko Pan zaszedł, i to dodaje mi siły i jest mi lepiej. Ostatnio wyciąłem sobie Pana zdjęcie z Gazety Wyborczej, jest małe i niewyraźne, ale ma Pan tam takie mądre i szlachetne spojrzenie, że samo patrzenie mi pomaga.

Pan jest taki dzielny! Czasami widzę w telewizji, jak gasi Pan pożary, chodzi na polowania i pomaga siła własnych rąk swoim obywatelom. To jest takie piękne i mało kto tak teraz robi!

Niech Pan jednak nie czyta polskich gazet! Tam piszą tylko, że Pan nienawidzi nas, Polaków, a ja wiem, że to nieprawda, bo gdyby Pan nas nienawidził, to by nas już dawno nie było, bo Pan jest silny i może z każdym zrobić, co chce! Ja wiem, że Pan nas lubi, i że lubi Pan każde polskie dziecko i każdego polskiego studenta, i mnie i moją dziewczynę Kasię też.

I dlatego też chciałem Pana prosić o to, żeby Pan się nie dał złym ludziom, i walczył z niesprawiedliwością. Ja wierzę, że dzięki Panu niedługo małe Murzynki nie będą miały takich strasznych brzuszków, a ci źli Arabowie przestaną wybuchać. Chciałbym, żeby dzięki Panu nastały lepsze czasy, i żeby moje dzieci dorastały w lepszym świecie niż ja. Życzę Panu wszystkiego dobrego i proszę ode mnie ucałować Pana żonę i dzieci, które na pewno będą kiedyś tak mądre, jak Pan!

Pana wierny miłośnik,
Mateusz

PS: A, mógłby Pan przy okazji zrobić tak, żeby nie było sesji?