Nie ma się co łudzić. Pięć lat studiów na polskiej uczelni nie stanowi żadnej gwarancji, że odniosę sukces w dziedzinie, którą się zajmuję. Nie zostanę wybitnym psychologiem, moje artykuły nie będą publikowane w prestiżowych czasopismach i nie będzie się o mnie nigdy mówić: oto Darwin psychologii!
Nie myślcie jednak, że fakt ten jest w stanie pozbawić mnie motywacji. Jeśli świat nauki jest przede mną zamknięty, nie zostaje mi nic innego, niż zająć się tak zwaną wiedzą potoczną, która jest starszą i głupszą siostrą wiedzy naukowej (głupszą, ale jednocześnie bogatszą o coś, co zwie się zdrowym chłopskim rozumem). Mam zamiar przedstawić Wam zjawisko, które zaobserwowałem już bardzo dawno i które od tego czasu stanowi ważny obiekt mojej refleksji. Zjawiskiem tym jest syndrom skończonej zabawy.
Odłóżcie jednak na bok pierwsze skojarzenia, jakie przyszły Wam w tym momencie do głowy: prawie na pewno są mylne. Syndrom ten (z ang. Finished Play Syndrome - FPS) nie ma wiele wspólnego z uczuciem, jakie towarzyszy nam, gdy kończymy samotną grę w kręgle. Zjawisko to ma bowiem bardzo silne konotacje społeczne i nie zachodzi w przypadkach, gdy człowiek bawi się coś samotnie.
No dobrze, ale czym zatem jest FPS? Jest to zespół przykrych myśli, jakie towarzyszą człowiekowi bawiącemu się w zabawę wymagającą udziału osób trzecich w momencie, gdy osoby te (wszystkie, lub nawet bardziej - ich część) przestają się skupiać na zabawie i zaczynają zajmować czymś innym.
Tak brzmi definicja, teraz posłużmy się przykładem. Wyobraźcie sobie, że jesteście jeszcze dziećmi. Przyszli do Was starsi kuzyni i zaproponowali grę w Monopoly. Gracie sobie w najlepsze, jest wesoło i tak Wam miło, że ktoś poświęca Wam swój czas i uwagę. Nagle wchodzi kuzynka i pokazuje kuzynom ostatni numer Vogue'a. I tak powoli tracą oni zainteresowanie zabawą, przesuwają pinki już tylko od niechcenia, a w końcu mówią "no, dokończymy kiedy indziej", pozostawiając Was samych z uczuciem Skończonej Zabawy.
Uważny czytelnik zapyta: czemu mowa była akurat o starszych kuzynach? Bo na ogół czujemy się dumni, że ktoś starszy od nas poświęca nam swój czas. Im bardziej prestiżowa jest dla nas osoba, która się nami zajmuje, tym silniejsze są objawy FPS. Myślę, że mogę tu posunąć się do sformułowania Pierwszego Potocznego Prawa Kosteckiego: subiektywnie odczuwany prestiż bawiących się jest funkcją nasilenia się FPS (albo odwrotnie, bo nigdy nie wiem, co jest funkcją czego we wzorach):
f(x) = Px, gdzie:
x - nasilenie FPS
P - subiektywnie odczuwany prestiż bawiących się
Dalsze badania będą miały na celu wykazanie, czy poszczególne prestiże bawiących sumują się.
Pojęcie to sformułowałem w czasach, gdy FPS zdarzał się jeszcze często w moim życiu. Szybko jednak przekonałem się, że uczucie to nie zanikło wraz z wiekiem i pojawia się nadal, tym razem jednak w innych okolicznościach.
FPS obserwuje u siebie np wtedy, gdy wracam ze studiów do swojego rodzinnego miasta. Gdy pobędę tam dzień, dwa wracają wspomnienia z czasów licealnych i wcześniejszych i po jakimś czasie mam wrażenie, że nie skończyłem jeszcze liceum i nagle czuję potrzebę spotkania się ze swoimi starymi znajomymi. Wtedy jednak zdaję sobie sprawę, że wszyscy już dawno rozjechali się po świecie (czyli przestali grać w grę, którą graliśmy razem jeszcze niedawno) i dopada mnie bardzo silna, wyjątkowo smutna forma Syndromu. Można zatem sądzić, że skończona zabawa może przybierać rozmaite formy i - być może - jest w jakiś sposób spokrewniona z odczuwaną przez wielu ludzi (i przez wielu opisywaną) niemożliwością powrotu do przeszłości (np. krainy dzieciństwa), którą określam roboczo jako Syndrom Konwickiego i którą to przypadłość opiszę kiedy indziej.