czwartek, 17 marca 2011

Jestem chory na wszystko

Pączki są smutne. Do tego wniosku doszedłem dziś rano, mijając sklep Bliklego na Nowym Świecie. Przez wypolerowaną szybę patrzyły na mnie rzędy miedzianorudych, posypanych pudrem niczym szczyty himalajów śniegiem, wyjątkowo ponurych pączków. Zaraz, zaraz, co to za głupoty - oburzy się czytelnik i zniesmaczony zakręci opadające loki wskazującym palcem lewej ręki. Ano - odpowiem - życie.

Życie. Kiedy indziej wracałem po zajęciach do domu, zmęczony i wygłodniały, starając się wepchać do przepełnionego autobusu. Jedna z kobiet, która moim kosztem utraciła część zajętej podłogi, rzuciła mi tonem pełnym pretensji: niech się pan nie pcha. NIECH SIĘ PAN NIE PCHA! Przeczytajcie to jeszcze raz uważnie: NIECH SIĘ PAN NIE PCHA! I w różnych kombinacjach: NIECH PAN SIĘ PCHA NIE, NIE PAN SIĘ NIECH PCHA, PCHA PAN NIE NIECH SIĘ! Babo - pomyślałem sobie - stara, głupia, obleśna babo, ohydna, gruba, stara, kłótliwa, obrzydliwa BABO - sama codziennie pchasz swój tłusty zad do autobusu, nie patrząc na innych, a nawet jeśli nie pchasz swojego tłustego zada do autobusu, to obgadujesz sąsiadki, podjadasz mężowi bagietki albo po prostu siedzisz przed telewizorem i oglądasz swoje głupie seriale zamiast ratować świat, świat, który obdziera ze skóry kotki i tłucze wazy z dynastii Ming.

Pączki patrzą smutne zza szyby, mijam je, one mijają mnie, my mijamy się, baba jest naprawdę gruba i naprawdę odpowiedziałbym jej coś bezczelnego, ale jestem dobry i kulturalny; i nie chcę robić większej przykrości pączkom.

Albo: odzywa się do mnie na Fejsie jakieś ledwie znane dziewczę, odzywa się i od razu zaczyna mówić o rzeczach wielkich, o literaturze, o sztuce, o moralności i religii. Doceniam, doceniam ludzi mądrych, lubię sztukę, czytam to i owo, ale czemu, do diabła, piszą do mnie ledwie znane dziewczyny po to tylko, żeby pokazać mi, że odróżniają Moneta od Maneta, że głęboko przeżywają dzieła znanych malarzy i że mają na ten temat poglądy. Ale co mi po ich poglądach, co mi po Kierkegaardzie, Mandelsztamie, Grecie Garbo, gdy ja, JA, MATEUSZ, mam ochotę na BUŁKĘ Z SALAMI! Zwykłym, sztucznym SALAMI Z CARREFOURA! Obejdę się bez świetlistych sonetów, magdalenek z lipą, ale dajcie mi zjeść tę pieprzoną BUŁKĘ!

- Pączki, pączki, do domu!
- Boimy się!
- Czego?
- Wilka złego!
- A gdzie on jest?
- Za górami, za lasami, ostrzy zęby nożycami!

Ale za wcześnie porzuciłem moją babę z autobusu, jeszcze nie powiedziałem wszystkiego: otóż myślę o Tobie, babo, obleśna, gruba babo, z najwyższą pogardą! I gardzę wami wszystkimi, o brudni, śmierdzący, głupi ludzie z tramwajów i autobusów, brzydzę się wami, nie obchodzicie mnie, dlatego wpycham się bezczelnie, żeby zająć sobie siedzenie i patrzeć, jak stoicie, w swoich szaliczkach, płaszczykach i okularach spod sztampy, jak stoicie i jak bolą was wasze ohydne nogi.

Pączek nie może ukryć twarzy w dłoniach.

I mówię: DOSYĆ! DOSYĆ UDAWANIA! Koniec bycia miłym. Będę się wpychał, odpowiadał chamstwem na każde chamstwo, nie będę się krył ze swoim egoizmem, bo jestem egoistą, myślę tylko o sobie i o swoim miejscu w autobusie, będę wsiadał nawet, choćbym miał wypchnąć obleśną babę na deszcz i słotę, koniec! KONIEC! Koniec bycia miłym!

Zjadłem pączka. Już mi lepiej. Już jestem spokojny.

1 komentarz:

  1. jak nie będziesz zmywał naczyń to kupię Ci na deser miedzianorudą, posypaną pudrem niczym szczyty himalajów śniegiem, wyjątkowo ponurą BABĘ :)

    OdpowiedzUsuń