Jest sobie bowiem strona -
http://tnij.org/dp8n
zawierająca niezmiernie ciekawy artykuł. Ostatnio był on przedmiotem zaciekłej dyskusji mailowej między członkami REFA, czym wzbudził moje zainteresowanie.
Artykuł, autorstwa pana, który w Małym Gościu Niedzielnym pisuje o obrazach, dotyczy ekologii. W zasadzie można powiedzieć - autor chciał, by jej dotyczył. Nie za bardzo mu to bowiem wyszło. Ale po kolei.
Zaczyna się on od głupawego żartu. Takiego z serii tych śmiesznych i inteligentnych (jak zresztą cały tekst, ale cii, bez spoilerów). Ma chyba na celu zdyskredytować, ośmieszyć tych, co to spychają wieloryby do morza. No tak, przecież ludzie chcący uratować zdychającego na plaży walenia to po prostu banda oszołomów, tak. Nie ma się czemu dziwić, że pan Autor chciał ukazać nam ich w krzywym zwierciadle!
Ale jest się czemu dziwić nieco dalej. Otóż okazuje się, że kolejna banda oszołomów stwierdziła, że bez owadów życie na ziemi nie wytrzymałoby pięciu lat. Ale głupota, nie? Jasne jest, że pszczoły, trzmiele i mrówki nie są nam do niczego potrzebne. Tylko gryzą. I bzyczą. Po co to całe tałatajstwo? Pan Autor i bez nich zapyli wszystkie kwiatki w okolicy. I nie tylko kwiatki.
Chwilę potem ten zacny i mądry człowiek wyraża swą zacną i, uwaga - niespodzianka! - mądrą opinię na temat praw zwierząt. Zaraz, jakich praw? Prawa to mają ludzie! Jeśli im się chce, to mogą zwierzaka potraktować po ludzku. Na przykład na zasadzie: nie zabiłem, choć mogłem! Z tym, że jeśli im się nie chce, to nie muszą. Ich rzecz. Ale nie! Linijkę niżej nasz bohater przyznaje jednak łaskawie naszym Braciom Mniejszym prawa: do bycia smacznymi. I ładnego wyglądania. Na jakiejś pani na przykład, pod postacią futra. Święty człowiek, mówię Wam.
Pan Autor stwierdza też, bardzo słusznie, że ci ekolodzy to bezbożnicy. Prawda! Ktoś, kto ratuje jakiś głupawy zagrożony gatunek, to Boga w sercu nie ma! Gdyby miał, poszedłby do kościoła. Albo poczytał Gościa Niedzielnego. Choćby po to, żeby się dowiedzieć, że źle robi.
Dalej dowiadujemy się rzeczy jeszcze ciekawszej. Oto bowiem nadanie praw zwierzętom prowadzi, uwaga, złapcie się mocno krzeseł, skropcie monitor woda święconą - do zezwierzęcenia człowieka! Ha, wiedzieliście, że taki ekolog to tylko "wymachuje tym i owym" na paradach? Jak zauważycie państwa Gucwińskich na love parade to się nie dziwcie. Tylko się maskują, to zwyrodniali zboczeńcy.
No i co, moi drodzy? Myśleliście, że taki Zielony to poczciwiec, który chce tylko zachować dziedzictwo naturalne dla przyszłych pokoleń? O naiwni!
Mam nadzieję, że kiedyś dane mi będzie żyć w kraju, w którym dziennikarze piszą tylko o rzeczach, o których mają pojęcie.
Artykuł, autorstwa pana, który w Małym Gościu Niedzielnym pisuje o obrazach, dotyczy ekologii. W zasadzie można powiedzieć - autor chciał, by jej dotyczył. Nie za bardzo mu to bowiem wyszło. Ale po kolei.
Zaczyna się on od głupawego żartu. Takiego z serii tych śmiesznych i inteligentnych (jak zresztą cały tekst, ale cii, bez spoilerów). Ma chyba na celu zdyskredytować, ośmieszyć tych, co to spychają wieloryby do morza. No tak, przecież ludzie chcący uratować zdychającego na plaży walenia to po prostu banda oszołomów, tak. Nie ma się czemu dziwić, że pan Autor chciał ukazać nam ich w krzywym zwierciadle!
Ale jest się czemu dziwić nieco dalej. Otóż okazuje się, że kolejna banda oszołomów stwierdziła, że bez owadów życie na ziemi nie wytrzymałoby pięciu lat. Ale głupota, nie? Jasne jest, że pszczoły, trzmiele i mrówki nie są nam do niczego potrzebne. Tylko gryzą. I bzyczą. Po co to całe tałatajstwo? Pan Autor i bez nich zapyli wszystkie kwiatki w okolicy. I nie tylko kwiatki.
Chwilę potem ten zacny i mądry człowiek wyraża swą zacną i, uwaga - niespodzianka! - mądrą opinię na temat praw zwierząt. Zaraz, jakich praw? Prawa to mają ludzie! Jeśli im się chce, to mogą zwierzaka potraktować po ludzku. Na przykład na zasadzie: nie zabiłem, choć mogłem! Z tym, że jeśli im się nie chce, to nie muszą. Ich rzecz. Ale nie! Linijkę niżej nasz bohater przyznaje jednak łaskawie naszym Braciom Mniejszym prawa: do bycia smacznymi. I ładnego wyglądania. Na jakiejś pani na przykład, pod postacią futra. Święty człowiek, mówię Wam.
Pan Autor stwierdza też, bardzo słusznie, że ci ekolodzy to bezbożnicy. Prawda! Ktoś, kto ratuje jakiś głupawy zagrożony gatunek, to Boga w sercu nie ma! Gdyby miał, poszedłby do kościoła. Albo poczytał Gościa Niedzielnego. Choćby po to, żeby się dowiedzieć, że źle robi.
Dalej dowiadujemy się rzeczy jeszcze ciekawszej. Oto bowiem nadanie praw zwierzętom prowadzi, uwaga, złapcie się mocno krzeseł, skropcie monitor woda święconą - do zezwierzęcenia człowieka! Ha, wiedzieliście, że taki ekolog to tylko "wymachuje tym i owym" na paradach? Jak zauważycie państwa Gucwińskich na love parade to się nie dziwcie. Tylko się maskują, to zwyrodniali zboczeńcy.
No i co, moi drodzy? Myśleliście, że taki Zielony to poczciwiec, który chce tylko zachować dziedzictwo naturalne dla przyszłych pokoleń? O naiwni!
Mam nadzieję, że kiedyś dane mi będzie żyć w kraju, w którym dziennikarze piszą tylko o rzeczach, o których mają pojęcie.