Tak, wiem, co powiecie. Że to nie ma sensu. Że to już wtóry (tak, czwarty) raz. Że to tylko strata czasu. A, no, racja.
Wszystko to racja, ale jest jeden jedyny argument, który sprawia, że i tak to robię. Nudzi mi się trochę. Wystarczy.
A co by nie zaczynać samym początkiem, bo to źle wróży na przyszłość, wypadałoby napisać coś sensownego.
Z racji tej samej nudy, która zmusiła mnie teraz do założenia tego, pożal się Boże, bloga, parę tygodni temu sięgnąłem do opowiadań Bułhakowa. W zasadzie spodziewałem się tekstów o cierpieniach narodu rosyjskiego, tragedii ichniej inteligencji, bla bla bla ("Biała Gwardia"). A tu proszę, niespodzianka. Przeszczepianie psom przysadek mózgowych ludzi ("Psie Serce"), atak krwiożerczych węży na Moskwę ("Fatalne jaja") i inne tego typu wydarzenia. W zasadzie mogłem się tego spodziewać po kimś, kto wymyślił postać wielkiego czarnego kota częstującego damy spirytusem ("Mistrz i Małgorzata"), ale jakoś i tak było to niemałe zaskoczenie.
A prócz niesamowitej fabuły opowiadania te są jeszcze ciekawe, świetnie napisane i nawet z jakąś puentą. W zasadzie od bardzo dawna niczego tak dobrze się nie czytało.
I nawet strasznie chaotyczna historia o nieszczęsnym urzędniku, zmagającego się z niespodziewaną inwazją sklonowanego, podłego szefa ("Diaboliada") wywarła na mnie silne wrażenie.
Więcej nic mówić nie będę. Jesli zatem literatura rosysjka kojarzy Wam się z nadmiarem patosu i nudą, to... dobrze się Wam kojarzy. Ale Bułhakow to piekny wyjątek.
wtorek, 23 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Do czterech razy sztuka. Albo, jak w moim przypadku, do 27.
OdpowiedzUsuńLiteratury rosyjskiej nie czytam, w ogóle (dzięki staraniom naszego kochanego-polskiego-systemu-edukacji) przestaję czytać cokolwiek.
Z wyjątkiem ulotek reklamowych, ale to inna bajka.
Powodzenia po raz czwarty i do przeczytania!
Casta eM.