Był oczywiście sierpień. Dlaczego - oczywiście? Bo sierpień jest zawsze, nawet gdy wydaje się nam, że jest inaczej. Wtedy jednak nic się nie mogło wydawać – lato powoli się kończyło i nikt nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.
Był park, nieważne gdzie. Późne popołudnie, jakiś czas po burzy. Słońce jeszcze nie zachodziło, ale padało na drzewa, alejki i kałuże pod tym specyficznym kątem, który wydobywa z rzeczy ich prawdziwe znaczenia i sprawia, że wszystko wokół zamienia się w jeden czytelny i zrozumiały tekst.
Był też on, nieważne, kto. Do jego zadań należało jedynie uważne odczytywanie rzeczywistości i interpretowanie jej. To za mało, by zasłużyć sobie na imię, nazwisko i choćby krótką wzmiankę o kapeluszu na głowie i grafitowych oczach. Szedł powoli przez park. Niczego nie można uronić, przegapić, każdy szczegół się liczy.
I były one - sygnały i symbole.
Najpierw motyl. Przeleciał nad brukowaną aleją (bruk chyba pozbawiono znaczenia) i usiadł na ławce. Mignął trzy razy szkarłatnymi pręgami i zwarł ze sobą skrzydła. Rusałka admirał. Zapowiada spotkanie, bez wątpienia spotkanie.
Potem prześwietlona przez słońce (warto przypomnieć - późnopopołudniowe) struktura lipowego liścia. Zawahał się przez moment, ale szybko sobie przypomniał. Liść to tamta ławka po drugiej stronie wzgórza. Tam też rośnie lipa i wtedy (nieważne kiedy, on i jego pamięć nie mają żadnego znaczenia) też widział, jak światło przebija przez zielone serce.
Następnie odbicie postrzępionej chmury w kałuży. Och, jakież to proste. W translacji z języka znaków - szczęście, głupie, ślepe szczęście, które znaczy jeszcze mniej niż on sam.
I jeszcze krzyk sójki . Czyli ktoś dawno niewidziany.
Rzucił się biegiem na szczyt wzniesienia czując, co zastanie po drugiej stronie. Zachował się jak uczniak, który rzuca książkę pewien, że już wszystko wie. Nie zauważył (nie chciał zauważyć?) smutnej rusałki żałobnik na niewielkim murku, opadłego liścia klonu i własnego odbicia w wodzie.
Ze szczytu wzgórza zobaczył więc tylko pustą ławkę w parku, skąpaną w późnopopołudniowym słońcu. I sierpień, oczywiście. Lato powoli się kończyło i nikt nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.
środa, 25 sierpnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dlaczego ławka niby ma zostać pusta? Dlaczego z kimś od dawna niewidzianym ma się nie spotkać? A może jeszcze raz warto zobaczyć to światło? A może jednak...
OdpowiedzUsuńBo te, no, sygnały i symbole przecież.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Nie ma żadnego "może".
OdpowiedzUsuńNie ma piękniejszego sposobu na dawanie fałszywej nadziei niż znaki i symbole. Ładnie.
OdpowiedzUsuń