Niedziela 11 lipca 1943 roku w miejscowościach na Wołyniu zaczęła się prawdopodobnie tak, jak zwykle zaczynały się dni świąteczne. Ludzie ubierali się trochę ładniej niż zwykle i szli do kościołów. Ogromna większość z nich nigdy z nabożeństw nie wróciła.
7 wołyńskich świątyń zostało otoczonych przez oddziały UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii). Zgromadzonych na nabożeństwie ludzi zaczęto rozstrzeliwać, zarąbywać siekierami, nadziewać na widły, mordować ciosami pałek, młotów rzeźnickich. Nie patrzono na wiek, płeć - liczyło się tylko to, że są Polakami. Księża ginęli przy ołtarzach. Niektórzy ludzie próbowali się bronić lub uciekać. W Ksieilinie kilkadziesiąt osób ewakuowało się do przyległych do kościoła zabudowań klasztornych i broniło się skutecznie aż do wieczora, gdy napastnicy odeszli.
Tego jednego jedynego dnia zaatakowanych zostało 80 wsi, w bestialski sposób zamordowano ponad 10 000 Polaków.
Było to apogeum ukraińskich zbrodni na kresach Rzeczpospolitej. Od początku wojny do 1947 r. życie straciło 134 tysiące ludzi. Nie będę przedstawiał historii tych wydarzeń - wszystko można znaleźć w książkach i w Internecie. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na inny aspekt ludobójstwa wołyńskiego - na pamięć.
Wczoraj nasz kochany premier przebywał z wizytą na Ukrainie. Rozmowy dotyczyły zapewne zbliżającego się Euro 2012. I bardzo dobrze, to ważna rzecz. Jest za to czymś haniebnym, że jako przedstawiciel władz RP nie złożył wieńca na ani jednej z tysięcy mogił pomordowanych Polaków w przeddzień tak ważnej i tragicznej rocznicy. Ba, nie wspomniał o tym ani słowem.
Jasne, że przyjaźń z sąsiednim narodem jest ważna, ale, na Boga, nie budujmy jej na zakłamywaniu i przemilczaniu historii. Podobnie zachował się przed rokiem jeszcze ukochańszy prezydent, który w 65 lat po 11 lipca nie raczył się stawić na jakichkolwiek uroczystościach z tej okazji.
W taki sposób zachowuje się polski Kościół. Jak dotąd żaden z kilkudziesięciu księży zabitych przez Ukraińców nie doczekał się żadnego wniosku o beatyfikację. A warto dodać, że kapłani ci ginęli śmiercią męczeńską, mordowani wyjątkowo brutalnie. Jednego z nich wrzucono do świńskiego koryta i przepiłowano na pół, innego żywcem obdarto ze skóry, jeszcze innemu wbijano w głowę gwoździe. Wielu było ostrzeganych o grożącym im niebezbieczeństwie, a mimo to nie uciekali - czy nie zasłużyli chociaz na upamiętnienie? A Polski Kościół potrawi widać tylko zabiegać o "rychłą beatyfikację sługi Bożego Jana Pawła". Brawo.
Nikt nie mówi o rozliczaniu win, obwinianiu narodu ukraińskiego i wysuwanie oskarżeń. Chodzi po prostu o prawdę.
A my - pamiętajmy.
sobota, 11 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz