środa, 2 września 2009

Śmierć szalonego kapelusznika

Chyba wszyscy znali pana Antoniego. Człowiek ten od wielu już lat trudnił się w naszym mieście prozaicznym z pozoru zamiataniem ulic. No bo co właściwie może być barwnego w usuwaniu pyłu i śmieci z chodnika?

Wszystko.

Wszystko, jeśli zamiatający ma niezwykłą osobowość. A pan Antoni, trzeba przyznać, mógł się taką poszczycić. Doprowadzająca o zawrót głowy różnorodność kapeluszy, które nosił i charakterystyczny podgumowany płaszcz to tylko zewnętrzne objawy jego niezwykłości. Ponoć dawniej pracował w cyrku jako clown, występował w kraju i zagranicą. Koloryt zaś, jaki nadawał okolicom cerkwi i miejskiemu deptakowi, był czymś niesamowitym - nie ma chyba u nas drugiej takiej osobowości. Tak, pan Antoni musiał mieć duszę poety. Od zawsze darzyłem tego człowieka pogodną życzliwością.

Tym większym smutkiem napełniła mnie wieść o tym, że w lipcu odszedł on do Valhalli zamiataczy ulic.

Zastanawiacie się, jaką śmierć mógł mieć człowiek tak niecodzienny. Od razu nasuwają się myśli o pojedynku na szpady lub pistolety. No tak, tylko że ten proceder jest już od dawna zakazany. Mógł więc umrzeć z wrażenia, wpatrując się w wyjątkowo piękny zachód słońca nad miastem, lub też odejść tak samemu z siebie, jakby z własnej woli. Ostatecznie można by też przyjąć za przyczynę zejścia bezowocną miłość do jakiejś wybitnej piękności, która doprowadziła go do efektownego samobójstwa.

Prawda jest zupełnie inna. Pana Antoniego znaleziono w lipcu w jego mieszkaniu. Zwłoki leżały tam już od kilku tygodni, były więc w stanie krańcowego rozkładu. Czytałem kiedyś wywiad z jakimś patologiem. Opowiadał, że z ciała po podobnym czasie gnicia wydobył dwie reklamówki chrząszczy.
Za przyczynę zgonu, po wykluczeniu udziału osób trzecich, uznano wyniszczenie chorobą. Człowiek umarł w cierpieniu i samotności, a po śmierci nikt nawet nie zauważył jego zniknięcia.

Staff napisał kiedyś, że zostawiamy po sobie jedynie "ślady na piasku i kręgi na wodzie". Gówno prawda. Zostanie po nas tylko smród zgnilizny i dwie siatki robali.

4 komentarze:

  1. Hm, wiem chyba nawet o którego pana chodzi.

    Smród kiedyś wywietrzeje a robaki się rozejdą. Rozłożymy się, przemielą nas destruenci i będziemy częścią kwiatka - aż krowa nas zje i, za przeproszeniem, wydali.
    Tyle.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, ta Twoja opowiastka przypomina robienie słodkich oczek. Zjeżdżaj ze swoimi słodkimi oczkami, nie pocieszę Cię, bo to TY wierzysz tylko i wyłącznie w BIOLOGIĘ!

    OdpowiedzUsuń
  3. tak, tak, tak... mnie interesuje tylko, kto odziedziczył kolekcję kapeluszy

    OdpowiedzUsuń